- Czemu ty jesteś tak zamknięta, nieobecna? - zapytał patrząc na mnie, chciałabym rozpłynąć się w tym momencie, nie odpowiadać mu, bo właściwie po co pyta?
- Nie wierzę ludziom, jedyne co potrafili robić to ranić mnie za każdym razem - powiedziałam i mimo napływających do moich źrenic łez, chciałam skończyć - tyle razy wyciągałam rękę wołając na pomoc, to każdy nagle mnie nie widział jakbym była niewidzialna, to boli, że musisz być spisanym na siebie, nie możesz... - urwałam
- Oczekiwać, że ktoś ci pomoże - dokończył spoglądając na mnie
- Tak właśnie - spuściłam wzrok, od dawna łączyło nas bardzo dużo ale nie chcę go tu wpuścić, w moim życiu nie ma chyba miejsca... Może i jest, ale właściwie czy mam zaufać mu, otworzyć się, swoją ciemną stronę.
- Chcę abyś wiedziała - złapał moją dłoń, a mój oddech momentalnie przyśpieszył, wraz z biciem serca - że nie musisz uciekać przede mną każdego razu kiedy wyciągam do Ciebie dłoń, uwierz mi - westchnął - nie tylko ty bałaś się ludzi, że zranią Cię tak jak ci wcześniejsi - zrobiło mi się momentalnie lepiej, nie jestem sama, już nie jestem z tym sama - i wiem, że kryjesz te rany długimi rękawami - powiedział - swojego czasu... też myślałem żeby - urwał
- Dlaczego? - zapytałam
- Nie zawsze byłem taki otwarty jak teraz - powiedział
- Rozumiem - odpowiedziałam delikatnie patrząc na niego, tak aby może mnie nie zauważył
- Wiem, że rozumiesz - spojrzał na mnie, nie uciekłam tym razem nie chciałam uciekać, rozmawialiśmy codziennie, chodziliśmy wszędzie razem, dobra para przyjaciół.
Ale i go straciłam, w biegu czasu, wybrał innych zresztą jak każdy. Wszystko się kiedyś kończy wcześniej czy później.
Przygotowania do studniówki szły pełną parą a ja właściwie nadrabiałam zaległość jakie narobiłam sobie przez dwa lata edukacji w Liceum Ogólnokształcącym. Siedzieliśmy paczką w pubie, właściwie teraz kiedy wiedzieliśmy, że w maju rozejdziemy się na dobre zaczęliśmy bardziej się spotkać - nadrabiać stracony czas. Czułam się nareszcie dobrze, i bez niego było mi dobrze. Piątkowy wieczór - taki sam jak każdy. Sączyłam powolnie zamówione przez siebie piwo, śmieliśmy się, potem odwiedziliśmy koleżankę, która przeniosła się w drugiej klasie do technikum - zaczęła od nowa. Miała brać jutro ślub czyli znany nam przedślubny Polter. Spotkałam tam masę ludzi i właściwie po kilku głębszych czułam się bardziej pewna siebie, bardziej wyluzowana. Gdzieś za mgłą usłyszałam ciche niezbyt pewne cześć. Odwróciłam się, nigdy nie myślałam, że po jego odejściu jeszcze tak mocno za nim zatęsknię. Drogi rozeszły się już bardzo dawno, a bycie w jednej klasie ograniczało się już jedynie do głupiego cześć, on wolał tych popularniejszych, podobno z jakąś jest, a ja głupia przez jakiś moment myślałam, że coś z tego wyniknie. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy było cudownie, odprowadził mnie pod sam dom po czy w uścisku pożegnaliśmy się. Tym razem nie czułam nic - nie był już dla mnie tak ważny jaki był półtora roku temu. Wyleczyłam się na dobre z miłości jak i z poczucia winy w pewnym stopniu. Dni mijały, a więź dziwnie się bardziej pogłębiała. Pamiętam jak wczoraj kiedy cały zestresowany zapytał mnie czy pójdę z nim na studniówkę - zgodziłam się, nie chciałam być nie miła a zresztą sama iść nie chciałam.
- Szkoda, że nie doczekałeś się studniówki, zresztą podobno było sztywno, chłopaków złapali na przemycie wódki - patrzał na mnie pusto, bez wyrazu, nie wiem czy słyszał nie wiem czy czuł moją obecność, wiedziałam jedynie, że właściwie szanse że się obudzi są jak jedna do miliona, ale ja wierzę chyba już jako jedyna.
Był czwartek, wracaliśmy ze szkoły on także każdy uśmiechnięty i radosny, przecież nadchodził piątek a my szykowaliśmy się na urodziny Kaśki. Siedziałam w pokoju słuchając muzyki i rozklejając po ścianach notatki, musiałam zacząć się uczyć - matura nie wybiera. W salonie rozbrzmiał telefon, mama zawołała mnie.
- Nie wiemy czy kiedykolwiek się obudzi, rozległe uszkodzenie mózgu, jeżeli się obudzi, nigdy już nie stanie na nogach - słowa, łzy, złapałam kluczyki od auta i pomimo łez i smutku dojechałam do szpitala. Matka z ojcem w łzach - przecież ich syn miał za miesiąc bawić się na studniówce, zdać maturę mieć żonę, pójść wcześniej jeszcze na studia. A teraz? Nie wiadomo czy nawet się obudzi.
Mijały dni, miesiące, a później lata. Uniwersytet Jagielloński kolejny rok socjologii. Kraków był piękny ale mnie ciągnęło nad morze, kochaliśmy morze - ostatnim razem pojechaliśmy na Hel i śmieliśmy się, że my nigdy się nie zestarzejemy. Telefon, radosny głos - OBUDZIŁ SIĘ.
Trzeci dzień się nie pojawiłam na wykładach, za tydzień zaczyna się sesja. A on budząc się zapytał czy zdąży na studniówkę, czeka go studniówka jeszcze raz jak się podejmie, chciałam być z nim jak najdłużej ale musiałam wrócić na zajęcia, on zaczął znów naukę, ja mocno siedziałam i zaliczałam egzaminy pisząc pracę magisterską.
Teraz go nie ma, nie ma go w moim życiu, i czasem dumając myślę o jego uśmiechu. Podobno dobrze się miewa, podobno chce być prokuratorem, może gdzieś na swojej drodze się jeszcze spotkamy - może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz