Słyszałem mordercę, to było samo zło
To nie była agresja
Agresja jest dynamiczna jak crescendo w muzyce
Zło jest nieruchome
Chwilę potem była śmierć, zła śmierć
14 lutego 2012
Następny rok idealnie zaliczony do moich ukochanych, dzień jak każdy inny - dla mnie
Dla was dzień zakochanych, okazywanie sobie miłości, a ja siedzę ze słuchawkami w uszach i mam w dupie właściwie to co się dzieje.
Dla was dzień zakochanych, okazywanie sobie miłości, a ja siedzę ze słuchawkami w uszach i mam w dupie właściwie to co się dzieje.
- A ty nikogo nie masz, nie dostałaś nawet walentynki - mówi do mnie a ja patrzę na nią i wybucham śmiechem, krzywo patrzy na mój rozbawiony wyraz twarzy, nie rozumie, tak jak połowa tego debilnego społeczeństwa, gdzie ja żyję? No tak czego oczekiwać od pieprzonego gimnazjum
- Nie rozumiesz? Miłość i twoje być w stosunku do chłopaków nie zależy od ilości pieprzonych kartek jakie dostaniesz, ani kwiatów, bo właściwie połowę z nich obchodzi twoja dupa nie charakter - powiedziałam i znów pogłośniłam muzykę z telefonu, one są za głupie ażeby to zrozumieć. Czas minie a one zostaną same jak palec wykorzystane i płaczące w ramię mamy, jak to ich źle potraktował chłopak. Dzień mija jak każdy inny, wracam do domu i gotuję obiad, nienawidzę tego domu, przesiąknięty pierdoloną patologią. Kolejny, następny facet mamy, kolejna ciąża.. Które to już będzie rodzeństwo, szóste, ja jestem siódmą. Nie myślę o mojej mamie jako dziwce czy kimś takim, ale do cholery istnieje antykoncepcja, nie jesteśmy w stanie utrzymać tylu ludzi, ja mam szkołę, pracę w weekendy muszę zajmować się maluchami, mam dość jestem wykończona. A mój tata? Nie żyje już czternaście lat, podobno był fantastyczny, tak mówi mi mama. Zginął wraz z moją starszą siostrą w wypadku samochodowym, nie pamiętam miałam niespełna dwa lata. Byłam mała, nie miałam nawet okazji poznać tego człowieka, teraz został mi tylko zimny marmur i znicz na pamiątkę, że jestem dla nich. Siostra była bardzo ładna. Znów zaczynam rozmyślać zamiast zająć się obiadem. Siedzę i na ekranie mojego samsunga pojawia się twoje imię beztrosko uśmiecham się sama do siebie, bo zwykle ta głupia wiadomość przyprawia mnie o uśmiech, to faktycznie głupie nawet dobrze się nie znamy, poznaliśmy się na tej koloni, mieszkasz 30 minut ode mnie, masz niebieskie oczy, wysoki, brązowe włosy, jesteś idealny.
- Cholerka! - wyrywam się i mieszam zupę jaką gotuje - przywarła, cholera! - zaraz słyszę tupot mały stóp mojego rodzeństwo
- Co się stało Nadi? - uśmiecha się, moja młodsza siostra, ma pięć lat a gadkę ma lepszą niż niektóry z moich rówieśników
- Nic takiego, zupa mi trochę przywarła - uśmiecham się lekko do niej i przeczesuję ręką jej blond długie włosy - jak było u cioci dzisiaj? - pytam a ona siada przy stole
- Trochę nudnawo, Nadi?
- Cholerka! - wyrywam się i mieszam zupę jaką gotuje - przywarła, cholera! - zaraz słyszę tupot mały stóp mojego rodzeństwo
- Co się stało Nadi? - uśmiecha się, moja młodsza siostra, ma pięć lat a gadkę ma lepszą niż niektóry z moich rówieśników
- Nic takiego, zupa mi trochę przywarła - uśmiecham się lekko do niej i przeczesuję ręką jej blond długie włosy - jak było u cioci dzisiaj? - pytam a ona siada przy stole
- Trochę nudnawo, Nadi?
- Tak kochana?
- Będziemy mieli tatusia? - prawie się rozpłakała przy słowie tatuś, ciągłe zmienianie faceta przez mamę, nie działało dobrze na moje rodzeństwo
- Kochanie będziesz miała tatusia, zobaczysz będzie świetnie - uśmiecham się i całuję ją w czoło
- Zawołam ich na obiad co? - zapytała
- Tak, leć a ja już wam wleje zupy i zjemy razem - uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami kuchni, zaraz zlatuje się cała banda świrusów czytając dokładniej trzech braci : Marcin, Kuba i Krzyś i dwie siostry: Milena i Karolina. Cała ferajna, jeszcze brakuje dziecka poczętego jakie ma przyjść na świat za jakieś cztery miesiące - Krzyś zawołasz mamę? - zapytałam
- Mama mówiła, że jest zajęta - mówi i rumieni się
- Mama pewnie tworzy nam więcej braciszków i siostrzyczek - wyrywa się najstarszy z nich Marcin
- Marcin głupku, mama już ma dla nas nowego braciszka albo siostrzyczkę - mówi Milena
- Kochanie będziesz miała tatusia, zobaczysz będzie świetnie - uśmiecham się i całuję ją w czoło
- Zawołam ich na obiad co? - zapytała
- Tak, leć a ja już wam wleje zupy i zjemy razem - uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami kuchni, zaraz zlatuje się cała banda świrusów czytając dokładniej trzech braci : Marcin, Kuba i Krzyś i dwie siostry: Milena i Karolina. Cała ferajna, jeszcze brakuje dziecka poczętego jakie ma przyjść na świat za jakieś cztery miesiące - Krzyś zawołasz mamę? - zapytałam
- Mama mówiła, że jest zajęta - mówi i rumieni się
- Mama pewnie tworzy nam więcej braciszków i siostrzyczek - wyrywa się najstarszy z nich Marcin
- Marcin głupku, mama już ma dla nas nowego braciszka albo siostrzyczkę - mówi Milena
- Przestańcie głupio gadać i zacznijcie jeść - najmłodszy z rodzeństwa ma dwa latka, jest nim Kuba, zaraz po nim jest Milena która ma pięć lat, później jest sześcioletni Krzyś, siedmioletnia Karolina no i dziesięcioletni Marcin. Cała wesoła gromadka, pomagam zjeść Kubie, a potem pomagam im odrobić ich zadania domowe, sama siadam do nauki. Mam dość, chcę odpocząć, wyjechać znów na wakacje i zapomnieć o obowiązkach domowych, poczuć się wolną, niezależną, poczuć się sobą.
14 lutego 2013
Kocham cię, tak mocno cię kocham, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i bez uczucia, że mam ciebie gdzieś blisko siebie, że jesteś dla mnie, że mnie dotykasz, całujesz...
Wszystkiego jej zazdroszczę, chciałabym mieć ciebie tak jak ona ma ciebie, chciałabym żebyś był mój kochanie, nie będziesz mój bo dokonałeś wyboru, wolałeś ją - moją najlepszą przyjaciółkę, nie mogę na was patrzeć, nienawidzę was oboje tak mocno, ze mam ochotę zwymiotować kiedy tylko was widzę, mam dość potrzebuję przerwy. Impreza u Kaśki, może mi przejdzie, mam taką cichą nadzieję.
- Gdzie idziesz? - pyta mama znad czytanego czasopisma
- Przecież ci mówiłam, Kaśka ma urodziny - mówię bez wyrazu jakbym była niedostępna
- Okej, tylko nie wróć za późno - znikam za framugą drzwi, poprawiam jeszcze włosy i idę przed siebie, pewna siebie jak nigdy, gram idealnie ułożoną nastolatkę, która tej nocy może mieć każdego. Nie znam nikogo prócz Kaśki i Małgosi, wszyscy są dziwnie mi obcy. Siadam koło Gosi gdzieś z boku, obie czujemy się nieswojo, podchodzi do mnie jakiś blondyn na oko 180 centymetrów, prosi mnie do tańca, niczemu sobie dobrze zbudowany chłopak. Idę za nim na parkiet, łapie mnie za rękę i zaczynamy tańczyć, pierw niepewnie, później z większą śmiałością. Kolejka, jedna, druga jestem bardziej śmiała.
- Nie przedstawiłam się przez ten cały czas - mówię i zaciągam się moim mentolowym papierosem, uśmiecha się pokazując rząd bialutkich ząbków, prześmiesznie wygląda
- Jesteś Nadia - znów się uśmiecha
- A ty jak dobrze dosłyszałam.. Adam? - zapytałam uśmiechając się w śmieszny dla mnie sposób
- Strzał w dziesiątkę - mówi, mijają kolejne godziny i tyle co wypiłam to wytańczyłam na śliskim parkiecie, czuję się tym razem wyjątkowa, żegnamy się gdzieś nad ranem, a ja będąc coraz bliżej domu czuję na sobie krzyk matki...
Ale była cisza, niewyobrażalnie miła cisza. Położyłam się i rano obudziłam się z małym bólem głowy.
20 października 2013
- Adam idioto przecież ta woda nie jest już ciepła, wakacje dawno minęły! - krzyknęłam w śmiechu
- Dla mnie wakacje trwają wiecznie, pamiętasz? Opowiadałem ci - zaśmiał się
- Bo rzuciłeś szkołę, oj nie wypominaj mi, że ja się muszę uczyć.
Dzień za dniem, mija powolnie, widząc ich naparzających się miłością, patrząc jak z dnia na dzień coraz bardziej ich nienawidzisz, Dzisiaj moja można powiedzieć ex przyjaciółka powiedziała, że miłość mojego życia, nawet nigdy na mnie nie spoglądał... Jego gesty i teksty brzmiały inaczej, wyśmieli mnie oboje w twarz, gruba spasła świnia, bez perspektyw na dalsze życie, wiem że tego pragniecie a ja wam to zagwarantuje.
31 grudnia 2013
Szkoda będzie mi mojego rodzeństwa gdy mnie znajdą, szkoda będzie mi ich łez, ale ja już nie mogę wytrzymać, każdy mnie ma za szmatę, puścili plotkę w szkole że dałam Adamowi, oboje się do siebie nie odzywamy, mam dość wszystkiego...
Sylwester dobry dzień na skończenie z męką jaką dla mnie jest życie....
Nie wiem jak to jest rzucić się pod jadący pociąg, nie mam pojęcia trochę się boję, mam piętnaście minut na załatwienie wszystkiego, ale chyba nie mam czego załatwiać, chyba że pożegnam się z Adamem...
" Na początku chciałabym przeprosić za to, że byłam na tej imprezie, że zrujnowałam nam życia, ale nie chciałam nigdy nie pragnęłam Cię zranić"
wysłane
pięć minut
cztery
trzy
gdzie ten pociąg?
słyszę jakiś głos
mówi, że mam się zastanowić, ale nie ma nad czym, widzę światła, tak jestem blisko
- Nadia! - słyszę dokładnie a potem ktoś odpycha mnie całkowicie na ziemie.. to ty, przyjacielu, jedyny z jedynych. Zaczynam płakać, bez zastanowienia bierzesz moje obolałe od tego wszystkiego ciało i idziemy do ciebie, zaparzasz mi herbaty, siedzimy i nic nie mówimy, a właściwie twoje towarzystwo jest dla mnie jak miód na serce...
- Nadia, nie mogłem ci pozwolić odejść - zaczyna
- Dlaczego? Zrujnowałam dość twoje życie
- Bo Cię kocham, każdego dnia coraz mocniej...
Każdego
dnia
coraz
mocniej....
Niewyobrażalnie mocniej...
- Gdzie idziesz? - pyta mama znad czytanego czasopisma
- Przecież ci mówiłam, Kaśka ma urodziny - mówię bez wyrazu jakbym była niedostępna
- Okej, tylko nie wróć za późno - znikam za framugą drzwi, poprawiam jeszcze włosy i idę przed siebie, pewna siebie jak nigdy, gram idealnie ułożoną nastolatkę, która tej nocy może mieć każdego. Nie znam nikogo prócz Kaśki i Małgosi, wszyscy są dziwnie mi obcy. Siadam koło Gosi gdzieś z boku, obie czujemy się nieswojo, podchodzi do mnie jakiś blondyn na oko 180 centymetrów, prosi mnie do tańca, niczemu sobie dobrze zbudowany chłopak. Idę za nim na parkiet, łapie mnie za rękę i zaczynamy tańczyć, pierw niepewnie, później z większą śmiałością. Kolejka, jedna, druga jestem bardziej śmiała.
- Nie przedstawiłam się przez ten cały czas - mówię i zaciągam się moim mentolowym papierosem, uśmiecha się pokazując rząd bialutkich ząbków, prześmiesznie wygląda
- Jesteś Nadia - znów się uśmiecha
- A ty jak dobrze dosłyszałam.. Adam? - zapytałam uśmiechając się w śmieszny dla mnie sposób
- Strzał w dziesiątkę - mówi, mijają kolejne godziny i tyle co wypiłam to wytańczyłam na śliskim parkiecie, czuję się tym razem wyjątkowa, żegnamy się gdzieś nad ranem, a ja będąc coraz bliżej domu czuję na sobie krzyk matki...
Ale była cisza, niewyobrażalnie miła cisza. Położyłam się i rano obudziłam się z małym bólem głowy.
20 października 2013
- Adam idioto przecież ta woda nie jest już ciepła, wakacje dawno minęły! - krzyknęłam w śmiechu
- Dla mnie wakacje trwają wiecznie, pamiętasz? Opowiadałem ci - zaśmiał się
- Bo rzuciłeś szkołę, oj nie wypominaj mi, że ja się muszę uczyć.
Dzień za dniem, mija powolnie, widząc ich naparzających się miłością, patrząc jak z dnia na dzień coraz bardziej ich nienawidzisz, Dzisiaj moja można powiedzieć ex przyjaciółka powiedziała, że miłość mojego życia, nawet nigdy na mnie nie spoglądał... Jego gesty i teksty brzmiały inaczej, wyśmieli mnie oboje w twarz, gruba spasła świnia, bez perspektyw na dalsze życie, wiem że tego pragniecie a ja wam to zagwarantuje.
31 grudnia 2013
Szkoda będzie mi mojego rodzeństwa gdy mnie znajdą, szkoda będzie mi ich łez, ale ja już nie mogę wytrzymać, każdy mnie ma za szmatę, puścili plotkę w szkole że dałam Adamowi, oboje się do siebie nie odzywamy, mam dość wszystkiego...
Sylwester dobry dzień na skończenie z męką jaką dla mnie jest życie....
Nie wiem jak to jest rzucić się pod jadący pociąg, nie mam pojęcia trochę się boję, mam piętnaście minut na załatwienie wszystkiego, ale chyba nie mam czego załatwiać, chyba że pożegnam się z Adamem...
" Na początku chciałabym przeprosić za to, że byłam na tej imprezie, że zrujnowałam nam życia, ale nie chciałam nigdy nie pragnęłam Cię zranić"
wysłane
pięć minut
cztery
trzy
gdzie ten pociąg?
słyszę jakiś głos
mówi, że mam się zastanowić, ale nie ma nad czym, widzę światła, tak jestem blisko
- Nadia! - słyszę dokładnie a potem ktoś odpycha mnie całkowicie na ziemie.. to ty, przyjacielu, jedyny z jedynych. Zaczynam płakać, bez zastanowienia bierzesz moje obolałe od tego wszystkiego ciało i idziemy do ciebie, zaparzasz mi herbaty, siedzimy i nic nie mówimy, a właściwie twoje towarzystwo jest dla mnie jak miód na serce...
- Nadia, nie mogłem ci pozwolić odejść - zaczyna
- Dlaczego? Zrujnowałam dość twoje życie
- Bo Cię kocham, każdego dnia coraz mocniej...
Każdego
dnia
coraz
mocniej....
Niewyobrażalnie mocniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz