czwartek, 27 marca 2014

Niemym krzykiem do mnie mów

- Czemu ty jesteś tak zamknięta, nieobecna? - zapytał patrząc na mnie, chciałabym rozpłynąć się w tym momencie, nie odpowiadać mu, bo właściwie po co pyta?
- Nie wierzę ludziom, jedyne co potrafili robić to ranić mnie za każdym razem - powiedziałam i mimo napływających do moich źrenic łez, chciałam skończyć - tyle razy wyciągałam rękę wołając na pomoc, to każdy nagle mnie nie widział jakbym była niewidzialna, to boli, że musisz być spisanym na siebie, nie możesz... - urwałam
- Oczekiwać, że ktoś ci pomoże - dokończył spoglądając na mnie
- Tak właśnie - spuściłam wzrok, od dawna łączyło nas bardzo dużo ale nie chcę go tu wpuścić, w moim życiu nie ma chyba miejsca... Może i jest, ale właściwie czy mam zaufać mu, otworzyć się, swoją ciemną stronę.
- Chcę abyś wiedziała - złapał moją dłoń, a mój oddech momentalnie przyśpieszył, wraz z biciem serca - że nie musisz uciekać przede mną każdego razu kiedy wyciągam do Ciebie dłoń, uwierz mi - westchnął - nie tylko ty bałaś się ludzi, że zranią Cię tak jak ci wcześniejsi - zrobiło mi się momentalnie lepiej, nie jestem sama, już nie jestem z tym sama - i wiem, że kryjesz te rany długimi rękawami - powiedział - swojego czasu... też myślałem żeby - urwał
- Dlaczego? - zapytałam
- Nie zawsze byłem taki otwarty jak teraz - powiedział
- Rozumiem - odpowiedziałam delikatnie patrząc na niego, tak aby może mnie nie zauważył
- Wiem, że rozumiesz - spojrzał na mnie, nie uciekłam tym razem nie chciałam uciekać, rozmawialiśmy codziennie, chodziliśmy wszędzie razem, dobra para przyjaciół.
Ale i go straciłam, w biegu czasu, wybrał innych zresztą jak każdy. Wszystko się kiedyś kończy wcześniej czy później.
Przygotowania do studniówki szły pełną parą a ja właściwie nadrabiałam zaległość jakie narobiłam sobie przez dwa lata edukacji w Liceum Ogólnokształcącym. Siedzieliśmy paczką w pubie, właściwie teraz kiedy wiedzieliśmy, że w maju rozejdziemy się na dobre zaczęliśmy bardziej się spotkać - nadrabiać stracony czas. Czułam się nareszcie dobrze, i bez niego było mi dobrze. Piątkowy wieczór - taki sam jak każdy. Sączyłam powolnie zamówione przez siebie piwo, śmieliśmy się, potem odwiedziliśmy koleżankę, która przeniosła się w drugiej klasie do technikum - zaczęła od nowa. Miała brać jutro ślub czyli znany nam przedślubny Polter. Spotkałam tam masę ludzi i właściwie po kilku głębszych czułam się bardziej pewna siebie, bardziej wyluzowana. Gdzieś za mgłą usłyszałam ciche niezbyt pewne cześć. Odwróciłam się, nigdy nie myślałam, że po jego odejściu jeszcze tak mocno za nim zatęsknię. Drogi rozeszły się już bardzo dawno, a bycie w jednej klasie ograniczało się już jedynie do głupiego cześć, on wolał tych popularniejszych, podobno z jakąś jest, a ja głupia przez jakiś moment myślałam, że coś z tego wyniknie. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy było cudownie, odprowadził mnie pod sam dom po czy w uścisku pożegnaliśmy się. Tym razem nie czułam nic - nie był już dla mnie tak ważny jaki był półtora roku temu. Wyleczyłam się na dobre z miłości jak i z poczucia winy w pewnym stopniu. Dni mijały, a więź dziwnie się bardziej pogłębiała. Pamiętam jak wczoraj kiedy cały zestresowany zapytał mnie czy pójdę z nim na studniówkę - zgodziłam się, nie chciałam być nie miła a zresztą sama iść nie chciałam.
- Szkoda, że nie doczekałeś się studniówki, zresztą podobno było sztywno, chłopaków złapali na przemycie wódki - patrzał na mnie pusto, bez wyrazu, nie wiem czy słyszał nie wiem czy czuł moją obecność, wiedziałam jedynie, że właściwie szanse że się obudzi są jak jedna do miliona, ale ja wierzę chyba już jako jedyna.
Był czwartek, wracaliśmy ze szkoły on także każdy uśmiechnięty i radosny, przecież nadchodził piątek a my szykowaliśmy się na urodziny Kaśki. Siedziałam w pokoju słuchając muzyki i rozklejając po ścianach notatki, musiałam zacząć się uczyć - matura nie wybiera. W salonie rozbrzmiał telefon, mama zawołała mnie.
- Nie wiemy czy kiedykolwiek się obudzi, rozległe uszkodzenie mózgu, jeżeli się obudzi, nigdy już nie stanie na nogach - słowa, łzy, złapałam kluczyki od auta i pomimo łez i smutku dojechałam do szpitala. Matka z ojcem w łzach - przecież ich syn miał za miesiąc bawić się na studniówce, zdać maturę mieć żonę, pójść wcześniej jeszcze na studia. A teraz? Nie wiadomo czy nawet się obudzi.
Mijały dni, miesiące, a później lata. Uniwersytet Jagielloński kolejny rok socjologii. Kraków był piękny ale mnie ciągnęło nad morze, kochaliśmy morze - ostatnim razem pojechaliśmy na Hel i śmieliśmy się, że my nigdy się nie zestarzejemy. Telefon, radosny głos - OBUDZIŁ SIĘ.
Trzeci dzień się nie pojawiłam na wykładach, za tydzień zaczyna się sesja. A on budząc się zapytał czy zdąży na studniówkę, czeka go studniówka jeszcze raz jak się podejmie, chciałam być z nim jak najdłużej ale musiałam wrócić na zajęcia, on zaczął znów naukę, ja mocno siedziałam i zaliczałam egzaminy pisząc pracę magisterską.
Teraz go nie ma, nie ma go w moim życiu, i czasem dumając myślę o jego uśmiechu. Podobno dobrze się miewa, podobno chce być prokuratorem, może gdzieś na swojej drodze się jeszcze spotkamy - może.

czwartek, 6 marca 2014

Elizabeth

Elizabeth obudź się, świat czeka na Ciebie, czeka abyś wstała
Ale właściwie czy ja chcę wstać? Wstać aby widzieć jego parszywą twarz, która odgrywa rolę ważnego, odgrywa rolę świetnego tatusia, dobrego męża i człowieka sukcesu. Patrzeć na nią, która nie potrafi walczyć o swoje, wstać podejść do lustra spojrzeć na swoją dziewiętnastoletnią zmęczoną twarz, spojrzeć na dziewczynę która przez ostatni rok zmieniła wszystko, ale czy właściwie na dobre?
- Witaj nieszczęśliwy dniu, może dzisiaj okażesz ze swojej łaski trochę radości dla mnie - mówię sama do siebie i oblewam twarz zimną wodą, czas nałożyć coś co maskuje znaki mojego zmęczenia - kochany makijaż. Wychodząc z łazienki dziękuję Bogu, że on śpi, dziękuję że nie muszę dzisiaj z nim rozmawiać. Podchodzę do szafy, nie zastanawiam się biorę pierwszy lepszy sweter i jeansy leżące na krześle. Słuchawki w uszy i błoga muzyka uspokaja mój niespokojny umysł, ale właściwie wśród ludzi nie czuję się tak źle. Mniej myślę. Nerwowo stukam w klawisze telefonu komórkowego próbując napisać sms'a - głupie Hej aby nie nudzić się cały dzień. W XXI niestety nie wyobrażam sobie życia bez mojej komórki i internetu. Wchodzę do gmachu szkoły, i już czuję od razu, że będzie lepiej - tu jest mi dobrze. Mijam uczniów, nauczycieli, nieznajomych, znajomych i dochodzę do swojej klasy. Dzisiaj zaczynamy matematyką - niezbyt mi się to uśmiecha, ale lepsza matematyka niż godzina w toksycznym domu.
- Elizabeth rozwiąże to zadanie - podchodzę do tablicy i tracę mózg, próbując obliczyć coś co właściwie jest dla mnie czarną magią - dobra usiądź - mówi a ja siadam do mojej szkolnej ławki oczekuję na dzwonek.
Szkoła - swojego rodzaju azyl, ucieczka od zła jakie znów mnie czeka kiedy powrócę. Torba leży pod łóżkiem, a ja leżę i patrzę się bezczynnie w sufit, oddałabym wszystko aby się odezwał, aby wyrwał mnie z otchłani smutku, albo napisał co u mnie. Wkładam słuchawki i przymykam oczy - teraz mogę umierać. Płynne melodie wpadają wprost do mojego serca, łagodzą rany te zewnętrzne i wewnętrzne. Na ekranie widnieje odliczanie, wielkie odliczanie, wyjadę i już więcej nie wrócę, jadę za marzeniami za lepszym światem, dla samej siebie, nie dla niej czy niego - dla siebie.
Ostatnie poprawki, sprawdzam czy wszystko mam
Dowód, paszport, portfel, karta, telefon, ubrania, kosmetyki...
Mam wszystko, jadę i nawet nie mają pojęcia że już nie wrócę - jak wrócę to nie do nich.
Dworzec pks, nerwowo stukam palcami w rączkę od walizki, w ręku ściskając swój naszyjnik - jedziemy po marzenia, nie ważne co przeżyłaś teraz zaczniesz od nowa. Wsiadam do autobusu, patrzę na ludzi, niektórych znam, niektórych widzę po raz pierwszy w życiu, łapię telefon i wystukuję ostatniego sms'a do niego, więcej już się nie zobaczymy. Skończyliśmy szkołę, jesteśmy po maturze dobrze wiedzieliśmy, że nas to czeka. Trzy piękne lata, teraz czas pożegnać się i pójść w swoją drogę.
Ruszyliśmy - nie ma odwrotu
Nie ma powrotu
Kocham Cię
Jak to absurdalnie brzmi, pokochać kogoś kto nawet nigdy nie był twoim ideałem, pokochać kogoś kto właściwie nie wniósł nic do Twojego życia prócz wspólnych przerw i uśmiechu - niewiele ale może właściwie tego oczekujemy od życia.
Kocham Cię
Powtórzę jeszcze raz, aby zapamiętać, ciemne włosy, niebieskie oczy.
Kocham Cię
Czemu to tak pięknie brzmi?
Kocham Cię
Do szaleństwa
Chciałabym abyś przyjechał na lotnisko, porwał mnie jak w romantycznym filmie - ale to prawdziwe życie tu nie ma miłości z książek albo filmów jest zimna podłoga, papieros i kawa z rana.
Kiedyś kiedy zrozumiemy, ze dana osoba jest dla nas kimś więcej zwykle jest za późno, aby cokolwiek zrobić. Czasami myślimy, że to nie ma już sensu, że nie warto - jednak o miłość i marzenia warto walczyć i o wolność.
Przegrałam w tym momencie, czuję wibrację telefonu, na wyświetlaczu widnieje jego imię, ręce zaczynają drżeć, cała drżę nie wiedząc dlaczego tak bardzo boję się odebrać. Rozmawiamy właściwie o niczym, na koniec żegnamy się, obiecuję że się odezwę jak dojadę.
- Eli? - zaczyna a ja znając go bardzo dobrze słyszę nerwy
- Tak?
- Chciałbym abyś wiedziała... - połączenie urwane. Do cholery jasnej, dlaczego właśnie teraz? Próbowałam się do niego dodzwonić jeszcze kilka razy, najwidoczniej rozładował mu się telefon.
Podróż była ciężka, była cholernie ciężka i męcząca. Kiedy już usiadłam na łóżku mojej najlepszej przyjaciółki mogłam powiadomić wszystkich, że jestem cała i zdrowa. Pierwsza była mama, potem zaraz był on, wybrałam numer i usłyszałam sygnał - dzięki ci Boże. Odebrał, ale był przygnębiony, nie chciał dokończyć tego co zaczął kilka godzin temu, mówił że nie ważne, no cóż nie będę naciskać. Rozmawialiśmy chwilę po czym oboje zasnęliśmy, rozłączyła nas dopiero moja przyjaciółka.
Mijały tygodnie, a ja kontakt miałam z nim idealny, chaty internetowe, skype, facebook. Ale ciągle nie mogłam pozbyć się świadomości, że go kocham a dzieli nas tyle kilometrów. Kiedyś zakocham się znów, nie w nim w kimś innym, kto będzie odpowiedni, on też jest, ale... jest nieosiągalny
Za dwadzieścia lat znów się spotkamy w biegu czasu gdzieś na ulicy biegnąc odebrać nasze dzieci ze szkoły, spojrzymy na siebie jak na nieznajomych rzucając sobie głupie cześć, a potem wrócimy do domu wspominając piękną licealną miłość, nierealną do przetrwania, nieosiągalną, zakazaną. I wtedy poczujemy, że zrobiliśmy błąd, że mogliśmy robić coś innego. Może znów się spotkamy, będziemy rozmawiać, a wtedy ja odważę się powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham, jak za każdym razem tęsknię za Tobą z większą siłą, jak bardzo pragnę abyś mnie przytulił, powiedział że jestem ważna...
Kiedyś to zniknie, spalę nasze zdjęcia i zapomnę o Tobie, ale nie dziś, dzisiaj muszę jeszcze pomyśleć o twoich niebieskich oczach...