czwartek, 2 października 2014

this time around

Pustka..
Ciemność swojego kąta w ogromnym pokoju...
Znów siedzisz skulona, nie tak sobie obiecałaś, nie tak miał wyglądać twój świat.
Wdech, wydech podnoszę głowę, niechętnie spoglądając na zegarek
Za piętnaście minut druga.
Kładę się do łóżka, chociaż wiem, że i tak nie zasnę.
Cisza...
Słychać jedynie krople deszczu obijające się o okno i cichy szloch dziewczyny, która nie powinna teraz płakać. Powinna świętować.
Zdała maturę, egzamin dojrzałości, jest teraz maturzystką z aspiracjami na pójście na najlepszą uczelnię na jaką jeszcze pół roku była skłonna iść, a teraz zamiast siedzieć w pubie popijając kolejne piwo leży w łóżku i całkowicie nie ma ochoty na wyjścia. Tak czasami bywa, że człowieka łapie coś dziwnego, że jego życie wywraca się całkowicie, że dostrzega błędy jakich nie widział latami.
Ja też je dostrzegłam.
Trzeba było dbać o siebie, dbać na tyle aby nie zamknąć się na świat w momencie kiedy on się do Ciebie uśmiecha.
Na pozór wesoła dziewczyna, pomocna pogodna.
W głębi zgubiona całkowicie pomiędzy uczuciami jakich nie potrafi określić, niczym małe dziecko między sklepowymi półkami, nieswoja.
W pogoni za szczęściem zgubiła całkowicie rozum, zatraciła poczucie bezpieczeństwa w walce o to co było wygaszone od początku. Jakże mogłam być głupia?
Nocną nostalgię przerywa dźwięk telefonu komórkowego, kilka śmiesznych słów, wyjdź mój mózg, zostań serce, ale nie chciałam więcej słuchać głosu serca, dość je posklejałam.
-Będę niebawem
Otwieram szafę, nie mam zbytnio wielu ubrań, nie wiem co mam ubrać, ubieram tą sukienkę, której nie odważyłam się ubrać wtedy, dobrze wiemy kiedy. Pewne pociągnięcie szminką po jej bladych ustach, wysokie szpilki i maska, że jest okej. Pomimo deszczu wsiadam do taksówki, prosto pod pub, dochodzi trzecia, ale mi nie chce się wracać do domu, chcę pozostać pijana aby o tym nie pamiętać. Znajomi, koleżanki, koledzy z klasy, wszyscy piją. Jeden, drugi, trzeci, szósty, nie pamiętam.
Znasz ten stan kiedy budzi cię kompletny ból głowy i dziura w głowie?
Tak ja, też.
Nie przegapiasz następnej okazji, urodziny koleżanki, znów nie pamiętasz połowy wieczoru, masz to gdzieś bo te pieprzone używki trzymają cię daleko od tego co Cię boli.
Stoisz na parkiecie, Głośna muzyka i dym nikotynowy odbija się w twojej głowie. Gdzieś w oddali słyszysz swoje imię, niechętnie odwracasz się żeby zobaczyć powód twoich imprez, chcesz uciec, nie ma odwrotu, suche cześć. Nie chcesz już więcej pić, wytrzeźwiałaś w ciągu pięciu minut. Ale nie chcesz tego widzieć, nie chcesz tego czuć. Bierzesz pierwszy lepszy, mocny trunek siedząc przy barze, jakiś mężczyzna komplementuje twój ubiór, śmiejesz się głośno, uśmiechasz się, bo alkohol zdążył siać spustoszenie w twoim organizmie. Czujesz błogość, chociaż wiesz, że rano obudzisz się i znów nastanie codzienność. Parkiet jest twój chociaż upierałaś się jakieś dwie godziny temu że nie potrafisz tańczyć.Patrzy na Ciebie, a wiesz, że nie możesz zwracać na siebie uwagi, ale i tak to robisz, wychodzisz na dwór próbując odpalić papierosa zapalniczką w jakiej kończy się gaz, chcesz po prostu tego nie czuć. Chciałabyś uciec, ale stoją one, nie wystawisz ich. Nie możesz przekładać życia z powodu jednego zawodu miłosnego, jaki odcisnął piętno w twoim życiu. Byliśmy młodzi, głupi, niedojrzali... Palisz papierosa tak szybko, że nim twoje koleżanki skończą jednego ty masz spalone następnego. Chwiejesz się, świat szaleje, a tobie coraz gorzej, czujesz się potwornie, patrzą na ciebie, skręcasz łazienka jest pusta, masz w dupie swój makijaż, pozwalasz temu wyjść z siebie, wychodzisz mówiąc że wymiotowałaś i wracasz do domu, chcą cię odprowadzić ale ty pomimo swojego stanu chcesz iść pieszo. Zimno odbija się na twoich nagich nogach, ale jedyne co chcesz to po prostu położyć się i już więcej nie wstać. Wyjmujesz papierosa, i nawet po dziesięciu próbach twoja zapalniczka umarła śmiercią, nie ma w niej już ani odrobiny gazu.
Wracasz do domu chcąc zapomnieć tą chwilę
Mija czas, mijają dni, tygodnie, miesiące, mija rok.
Studia rozpoczęte, jesteś inną osobą, jesteś sobą w cholerę nareszcie szczęśliwą, wasze drogi rozmyły się na dobre.
Zaczynasz nowe życie, z kimś kto pokochał Cię taką jaką jesteś, nie patrząc na to co się z Tobą działo, nie patrząc na twoje rany w sercu i na zewnątrz, nie patrząc na to że palisz, albo pijesz, całujący cię o zachodzie słońca, mówiący że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie...
Czasem wracając do tych czasów, zamykasz oczy rozmarzając się, chociaż wiesz że już nigdy go nie spotkasz, nie masz prawa go spotkać.
żegnaj powiedziałaś tylko kiedy odchodził, więcej go nie zobaczyłaś, odetchnęłaś ale czy spokój jest dla ciebie szczęśliwym zakończeniem?
Czasem tęsknisz za tym szalonym czasem, ale wiesz że nigdy już nie wrócisz...
Nie ma bowiem odwrotu.